wtorek, 30 stycznia 2018

6 najciekawszych faktów i potraw kuchni brytyjskiej

6 najciekawszych faktów i potraw kuchni brytyjskiej

 Zapraszam Was na kolejny post z cyklu "kuchnie świata" :) No więc nadszedł w końcu czas by zmierzyć się z bardzo unikanym przeze mnie jak dotąd tematem.. Mieszkam w Wielkiej Brytanii już ponad 2 lata, a wciąż ciężko zebrać mi w całość konkretną opinię o tutejszym jedzeniu. Postanowiłam więc podzielić się z Wami najciekawszymi moim zdaniem (tak,jest to opinia zupełnie subiektywna) faktami i potrawami jakie można tu dostać. Myślę, że o większości już gdzieś słyszeliście, mimo to jestem pewna, że tym wpisem przybliżę Wam wciąż zaskakujący (nawet dla mnie!) obraz tutejszej kuchni.



1. Wszechobecne połączenie ziemniaków z octem

No więc zacznę od rzeczy, która do tej pory mnie zaskakuje. Ziemniaki i ocet? Jestem oczywiście świadoma, że co kraj to obyczaj i z pewnością gdzieś po drugiej stronie globu istnieją bardziej zaskakujące połączenia, ale na widok postawionej na każdym stoliku w barach i pubach butelki octu ,nie potrafię wyjść z podziwu że komuś może to smakować :) Przyznaję, próbowałam raz dodać nieco octu do moich frytek, ale efekt niestety nie był piorunujący. Najczęściej jednak ta kombinacja występuje jako smak chipsów. I co najlepsze są one najczęściej wybieraną opcją przez Anglików! Tutejszy "vinegar" w smaku różni się nieco od polskiego, ma bardziej kwaskowaty smak i ciemniejszy kolor, jednak mimo tych różnic wciąż nie przekonuje mnie jako dodatek do moich ziemniaków :)





2. English breakfast, czyli typowe angielskie śniadanie

Czy jest na świecie ktoś kto nie słyszał chociaż raz tej nazwy? Angielskie śniadanie jest jednym z najpopularniejszych na świecie, dostaniesz je niemalże wszędzie. Nawet jeśli wyjeżdżasz w najdalsze części globu, właściciele hoteli świadomi jego popularyzacji będą serwować "english breakfast" każdego ranka :) Tak jest wszędzie, a szczególnie w Wielkiej Brytanii. Zarówno w Anglii jak i Walii, Irlandii czy Szkocji ta kombinacja smaków, jeśli chodzi o poranny posiłek, nie ma sobie równych. Plusem jest na pewno oryginalny smak, minusem kaloryczność potrawy. Jedno danie składa się zazwyczaj z 6 czasami 7 elementów, a niemal każde z nich zawiera nadzwyczajną ilość tłuszczu. Smażone jajka, bekon, fasolka w sosie pomidorowym, grillowane lub pieczone pomidory, smażone pieczarki, i wieprzowe kiełbaski. Uff, trochę tego jest. Zazwyczaj w zestawie otrzymamy jeszcze tosty posmarowane masłem i tzw. hush browns czyli smażone na głębokim tłuszczu ziemniaczane krokiety! Osobiście wolę jednak nieco lżejsze rozpoczęcie dnia, będąc tu już dłuższy czas zjadłam ten przysmak jedynie 2 razy :) Myślę, że ta liczba definiuje moją sympatię do tego dania. Na dole nieco uboższa wersja :)




3. Herbata z mlekiem

Te zaskakujące połączenie też z pewnością już dobrze znacie. Większość z Was zapewne słyszała o piciu przez Anglików herbaty z mlekiem o godzinie piątej po południu każdego dnia. Jak się to ma w stosunku do rzeczywistości? No niestety średnio :) Ja się z czymś takim jak dotąd nie spotkałam, myślę że czasy, kiedy było to popularne, już dawno minęły. Nikt nie robi sobie specjalnych przerw podczas pracy akurat o tej godzinie, a nawet picie herbaty samej w sobie nie jest tu już aż tak często spotykane. Jak natomiast smakuje tak zaskakujące połączenie mleka z herbatą? Piłam kilka razy i miło wspominam ten smak, bardzo podobny do kawy tylko nieco łagodniejszy. Osobiście lubię od czasu do czasu wypić taką mieszankę, która wciąż jest podawana w tradycyjnych brytyjskich lokalach.





4. Wszechobecne lokale z jedzeniem na wynos i kupowanie tzw. gotowców

Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak łatwo dostępne jest tutaj jedzenie fast foodów. Na każdym kroku istnieje jakiś bar szybkiej obsługi. Ulica na której mieszkam zawiera około 10ciu takich lokali a ma jedynie jakieś 300 metrów! No cóż, trzeba przyznać, że tyczy się to również produktów gotowych do spożycia. Sposób przygotowania obiadu wg Brytyjczyków polega zazwyczaj na zdjęciu opakowania i umieszczeniu gotowca w mikrofali lub piekarniku. Powstały tu już nawet specjalnie sklepy, które wypełnione są jedynie mrożonkami lub produktami nadającymi się od razu do skonsumowania. Nie uważam, żeby było to złe, bo jeśli ktoś lubi takie proste rozwiązania to dlaczego nie? Nie mniej jednak takie jedzenie wpływa bardzo źle na żołądek, łatwo się od niego uzależnić, a o bardzo niezdrowym składzie takich dań nie muszę już chyba nawet wspominać :)









5. Fish&chips, czyli najpopularniejsze brytyjskie danie

Ryba z frytkami. Nie jest to zbyt wymyślne danie, ale jego sekret tkwi w prostocie i dodatkach. Tu akurat rolę dopełnienia dania pełni zielony groszek (zazwyczaj w postaci puree) i sos tatarski. Muszę przyznać, że osobiście nie ma dla mnie nic lepszego w angielskiej kuchni niż właśnie ten zestaw. Uwielbiam i zajadam się nim raz na kilka tygodni. Bardzo lubię ryby, a tutaj ze względu na popularność tego dania przykłada się do niego dużo starań, jest zawsze świeże i dobrze przygotowane. Polecam każdemu kto wybiera się na Wyspy Brytyjskie, naprawdę warto choć raz spróbować tego połączenia bo moim zdaniem odzwierciedla kuchnię wysp. 






6. Posiłki przygotowywane w mikrofalówce

Ostatnim faktem jakim chciałabym się z Wami podzielić jest coś co zaskoczyło mnie w tutejszej kuchni najbardziej. Nie ocet i nie herbata z mlekiem, ale właśnie zamiłowanie do przygotowywania sobie niemalże wszystkiego za pomocą mikrofalówki. Pomyślicie pewnie "O co Ci chodzi, przecież właśnie do tego to urządzenie służy". Nie do końca, bo mikrofali używamy do podgrzewania już ugotowanych potraw. Tutaj niesamowitą popularnością cieszy się przygotowywanie w niej między innymi surowych ziemniaków, jajek, łososia i warzyw. Niejednokrotnie byłam świadkiem wbijania surowego jajka do miski z gorącą wodą i wkładania na minutę do mikofalówki. Dla nas jest to nie do pomyślenia, dla nich to codzienność. Idealnie jako podsumowanie pasuje tu powiedzenie CO KRAJ TO OBYCZAJ :)




niedziela, 28 stycznia 2018

Zupa kalafiorowa z gorgonzolą i pulpetami z indyka

Zupa kalafiorowa z gorgonzolą i pulpetami z indyka


Przedstawiam Wam moja autorską, pyszną i aromatyczną zupę kalafiorową. Idealna na zimowe wieczory, rozgrzewa i daje poczucie sytości już po zaledwie kilku łyżkach. Zawiera dużo na pierwszy rzut oka zupełnie nie pasujących do siebie dodatków. Jednak kompozycja tych składników nadaje daniu wyjątkowy smak :) Soczyste pulpeciki, maślany kalafior, chrupiący bekon i świeży koperek. A to wszystko utopione w serowej zupie. Sprawdźcie to koniecznie :) !


SKŁADNIKI


- 1 kalafior
- 500g mielonego mięsa z indyka
- 3-4 plasterki chudego bekonu
- pęczek koperku
- pół opakowania gorgonzoli (około 50g)
- kilka łyżek serka śmietankowego np: philadelphia
- sól/ pieprz
- łyżka masła klarowanego


WYKONANIE


Do dużego garnka wlewamy 1.5 litra zimnej wody. Mięso przyprawiamy solą i pieprzem i formujemy w niewielki kulki. Dodajemy do garnka i gotujemy na małym ogniu. Kalafiora dzielimy na różyczki.Na patelni roztapiamy łyżkę masła i wrzucamy kalafior. Obsmażamy do momentu uzyskania lekko żółtego koloru i przerzucamy do pulpetów. Całość gotujemy przez około 15-20 minut. W tym czasie na suchej patelni podsmażamy plasterki boczku. Gdy będzie już mocno przyrumieniony i chrupiący zdejmujemy z ognia i kroimy w drobną kostkę.Po tym czasie dodajemy do zupy serek śmietankowy i gorgonzolę. Przyprawiamy pieprzem i niewielką ilością soli. Przelewamy do misek i posypujemy posiekanym koperkiem oraz skwarkami bekonu. Podajemy ze świeżym pieczywem.








poniedziałek, 22 stycznia 2018

Ciasto budyniowe z musem malinowym

Ciasto budyniowe z musem malinowym


Hmm.. od czego by tu zacząć. Będę w 100% szczera i przyznam się Wam, że ten przepis powstał bardzo spontanicznie. Nie planowałam nic piec, ale wczoraj wieczorem nagle zerwałam się z miejsca. Podeszłam do szafki i zaczęłam wyjmować z niej wszystkie produkty z których mogłabym stworzyć coś słodkiego (taki no wiecie, przegląd szafki:)). Sama w to jeszcze nie wierzę, ale bez wychodzenia z domu i tylko z tego co miałam na stanie udało mi się przygotować ciasto które widzicie powyżej. Trójwarstwowe, soczyste i rozpływające się w ustach. Kruchy spód, budyniowy krem i mus malinowy, a wszystko posypane kokosem. Chyba pobiłam samą siebie bo usłyszałam już że to moje najlepsze jak dotąd ciasto! Zapraszam do wykorzystania przepisu, może Wy również wszystkie potrzebne produkty macie już w domu? :)



SKŁADNIKI


spód ciasta
- jajko całe
- 100g masła klarowanego
- 1.5 szklanki mąki ( ja użyłam ryżowej, ale może być tortowa lub pszenna)
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 łyżka cukru (ja użyłam słodzika)

krem
- 1 opakowanie budyniu śmietankowego bez cukru
- 2 szklanki mleka
- łyżka cukru( lub słodzika)
- 2 łyżki masła

mus malinowy
- galaretka owocowa( ja akurat miałam z czarnej porzeczki)
- 150g mrożonych malin
- wiórki kokosowe


WYKONANIE


Piekarnik rozgrzewam do 170 stopni. Wszystkie składniki na spód mieszam w dużej misce i ugniatam do momentu powstania ciasta. Na małą, prostokątną blaszkę wykładam ugniecione ciasto nakłuwam widelcem i wstawiam do piekarnika na 45 minut.
Budyń gotuję wg przepisu na opakowaniu ( z tym ze do gotującego mleka dodaję słodzik). Jeszcze gorący budyń zdejmuje z ognia i dodaję masło. Miksuje całość do momentu uzyskania gładkiej konsystencji. 
Galaretkę zalewam szklanką wrzątku i dokładnie mieszam aż proszek całkowicie się rozpuści. Wsypuję mrożone maliny co powoduje, że gorąca galaretka momentalnie zastyga i robi się gęsta. Wkładam do zamrażarki na 2 minuty. 
Po upieczeniu spodu wykładam na niego krem budyniowy, a na samą górę maliny. Wszystko posypuje wiórami kokosowymi i chłodzę w lodówce min. 2 godziny.








środa, 17 stycznia 2018

Noodle z wołowiną w sosie teriyaki

Noodle z wołowiną w sosie teriyaki


Wracam! Muszę przyznać, że to był dość intensywny czas :) Skupiłam się na nieco innych rzeczach, uporządkowałam sobie wszystko i teraz z duużą porcją nowych przepisów (wbrew pozorom nie próżnowałam) wracam na bloga. Zainspirowana kuchnią azjatycką witam 2018 makaronem noodle w sosie teriyaki. Do tego soczysta wołowina, świeży ogórek, dymka, duuużo sezamu i sok z limonki. Co myślicie o takim połączeniu? Ja bardzo lubię przez cały dzień inspirować się wszystkim co zobaczę ,a wieczorem biec do sklepu z wymyślonym już w głowie autorskim przepisem :) Po wsunięciu przez mojego chłopaka trzech porcji takiego makaronu nie miałam wątpliwości, że muszę się z Wami nim podzielić :) a więc zapraszam


SKŁADNIKI:

(4-5 porcji)

- noodle japońskie 2 opakowania
- 400 gram medalionów wołowych
- świeży zielony ogórek
- sezam biały i czarny
- sos teriyaki ( dostępny w większości supermarketów)
- czosnek 
- limonka
- cebula dymka
- sól pieprz
- łyżka oleju kokosowego


WYKONANIE

Zaczynam od ugotowania makaronu wg przepisu na opakowaniu (wrzucam na wrzątek, po 4 minutach zdejmuje z ognia i płuczę zimną wodą). Mięso przekładam do miski. Dodaję wyciśnięty przez praskę ząbek czosnku i 2 łyżeczki sosu teriyaki oraz sól,mieszam. Tak zamarynowane mięso wstawiam do lodówki na minimum godzinę. Na patelni rozpuszczam olej, smażę kotlety na mocnym ogniu by delikatnie się zarumieniły. Rozgrzewam piekarnik i wkładam mięso do naczynia żaroodpornego wraz z sosem powstałym na patelni. Naczynie przykrywam folią aluminiową i wstawiam do piekarnika na pół godziny z temperaturą 140 stopni. 
Cebulkę kroję na drobiniutkie plasterki, ogórka obieram i za pomocą obieraczki tworzę długie podłużne pasy. 
Wracam do makaronu który wykładam w całości na patelnie (możemy użyć tej samej na której smażyliśmy mięso) dodaję łyżeczkę sosu, garść dymki i garść sezamu. Podsmażam przez około 3minuty. Zdejmuję z ognia i układam noodle na talerzu. Na wierzch dodaję ogórka a na nim kilka kawałków upieczonego i pokrojonego mięsa. Wołowinę polewam odrobiną sosu i posypuję szczypiorkiem,sezamem i pieprzem. Podaję ze świeżą limonką.







Kokosowe ciasto ze świeżym ananasem

C iasto kokosowe, które w środku skrywa duże i soczyste kawałki świeżego ananasa. Może luty nie jest najlepszym okresem na dodawanie tak...

Copyright © 2016 Natalia Kwaśniewska , Blogger